Akurat na nasz wyjazd w ferie spadł śnieg, później piętnaście dziewczyn uganiało się całymi dniami po Wrocławiu...
Teraz mogłyśmy sobie powiedzieć: życie to bajka. Bo, gdy już na wstępie, drugiego dnia miałyśmy się spotkać z krasnoludkami - a później pozwiedzać Galerię Dominikańską - wiedziałyśmy, że od rana narzucony plan jest wykonalny.
***
Razem z paroma dziewczynami miałyśmy przeprowadzić „uliczną sondę” na Starym Rynku. Niech będzie, skoro miasto to ludzie, a wszystko powinno łączyć, poszłyśmy najpierw do McDonalda. Po ułożeniu pytań spotkałyśmy pana sprzedającego obrazy, który wcale nie podziwia krasnoludków.
***
Zbierając się codziennie z Wrocławia z powrotem do Trzebnicy, prawie zawsze musiałyśmy dostać się na Dworzec PKP, a dopiero po przejściu przez niego dochodziłyśmy na autobus. Czasem nowszy, czasem starszy. Tragedią była droga powrotna w autobusie bez ogrzewania.
***
Ech, ciężko było nieraz wytrzymać nawet na ciekawych spotkaniach, wykładach, warsztatach, śpiąc niby średnio 7 h na dobę (ale plus cały wysiłek całodziennego chodzenia po Wrocławiu). Szybko jednak trzeźwiałyśmy, gdy trzeba było wychodzić na przyjemnie chłodny dwór...
***
Bardzo wartościowy był taki sposób spędzenia pierwszego tygodnia ferii - zamiast siedzenia w domu, co prawda ciepłym i miłym, ale bez nadmiernego ruchu - my łączyłyśmy ducha z ciałem. Wszak przecież to dla kondycji duchowej uczestniczyłyśmy w każdej pogadance i zajęciu dziennikarskim, a dla fizycznej - musiałyśmy tam jakoś dojść...
***
Nie dane nam było nagranie audycji na żywo, choć na żywo słyszałyśmy np. serwis informacyjny. Radio Rodzina ma wspaniałych dziennikarzy, którzy z przyjemnością poświęcali nam wolny czas, ten zajęty zresztą też - wysyłając nas na mecz siatkówki, jak się okazało, darmowy.
***
I w końcu w domu! - tak się mówiło po przyjściu wreszcie do naszego ośrodka wypoczynkowego w tym jednym tygodniu. Cieplutkie łóżeczka zapraszały, ale my- NIE! Nie poddamy się pokusie, wolimy jeszcze posiedzieć razem, pobawić się, pośpiewać albo posłuchać... Później po kolei wymykałyśmy się do siebie, a cztery pokoje zaczynały żyć własnym życiem...
***
Całkiem może inaczej któraś z nas wyobrażała sobie Wyjazd. Ok., „będzie łączył możliwość aktywnego wypoczynku z bogatym programem kulturalnym itd.”, może być, pojadę sobie. Choć nie wiem, kto dokładnie jedzie, znam przynajmniej jedną, dwie osoby, będzie z kim się „trzymać”. Pojechałam - i nie należałam do żadnej autonomicznej grupki. Bo żadnej nie było.
***
A mogło się zgłosić pięć osób. Mogło przywiać nad kraj jakieś straszne, śniegowe chmury i nigdzie byśmy nie pojechały przez zaspy. Choć to może i by miało swoje dobre strony - na miejscu zrobiłybyśmy bitwę śnieżną... Może w taki mróz któraś by sobie odmroziła palce i skończyłoby się rumakowanie. Może nie byłoby prądu albo...
***
Zachęcamy do zapoznania się z krótkim fotoreportażem z wyjazdu do Trzebnicy.